środa, 13 czerwca 2012

A w lesie i na łąkach po deszczu wrzawa...

Po wielu godzinach nocnej i dziennej ulewy, zachęcona pięknym popołudniowym słońcem wynurzyłam się z domu. Co więcej....zrobiłam to bez Małego Ogonka - czyli Zosiosławy :)

Wiedziałam co robię... bo na ten sam pomysł wpadły również zwierzęta - o czym przekonałam się później.
Prędzej niż później przekonałam się, że komary TAKŻE miały ten sam plan :)

Najpierw, jadąc rowerem  zauważyłam siedzącego na gałęzi w brzozowym zagajniku malucha. na moje oko to pisklak mazurka..ale głowy nie dam sobie za to uciąć.



 



Niby dwa różne zdjęcia a mina wciąż ta sama :)




W zupełnie innym miejscu spotkałam dorosłe mazurki.




Kilka metrów dalej przysiadła na gałęzi dzierzba gąsiorek...a właściwie to przysiadł - bo to samiec. Poznać go można po tej charakterystycznej opasce na oczach.


 
 Później pojechałam na drugi koniec wsi, gdzie na skraju lasu usłyszeć można było ptasie radio! 
Dzięcioły duże ganiały  się między brzozami, szpaki karmiły młode w dziupli, które darły się przy tym niemiłosiernie. Starałam się nie naprzykrzać dorosłemu szpakowi i nie przeszkadzać w obowiązkach rodzicielskich, więc zdjęć pod dziuplą w jego obecności nie robiłam.
Trznadle jak zwykle przysiadywały na drutach, bogatki kłóciły się, przekomarzały  ...też jak zwykle.
Najpiękniej natomiast śpiewał kos. W zasadzie nawet go nie widziałam, bo skrył się gdzieś w koronach drzew ale słyszałam i to wystarczyło:)


A ten kolega tutaj to dzwoniec.




Nie wiem czemu byłam przekonana, że gdy wezmę ze sobą psikacz na komary i będę nim odpierała ataki na żywo, to nie bezie mowy o uprzykrzaniu mi życia.
Nic bardziej mylnego. Komary miały gdzieś mój psikacz i nawet pryskanie prosto na wroga kompletnie nic nie dało. Trudno... Następnym razem przyjadę w zbroi.

Idąc dalej, jak zwykle o tej porze spotkałam mnóstwo pokląskw ( tak, to jest ptak :)) ). Nie zrobiłam tym razem fotki, bo moją uwagę przykuły wystające chabrów i zbóż uszy...

 Po uszach pojawiła się i cała sarna...a zaraz za nią, dosłownie spod nóg wybiegały mi inne. Nawet nie zdążyłam unieść aparatu.


Największa niespodzianka czekała na mnie jednak w drodze 
powrotnej.
Prowadziłam rower w dróżce  między polami, gdy ze ściany lasu wyłonił się....żuraw. A za nim drugi, i trzeci, i czwarty, i piąty!
Prędziej bym się diabła spodziewała niż żurawi wyłażących z lasu w tym miejscu.
 Piątek na tym zdjęciu nie widać...ale był :)
Wyszły z tych krzaków i pospacerowały sobie przez pola...



Nawiązując do dzisiejszego ptasiego tematu chciałabym zaprosić Was na ciekawe wydarzenie - Nocny spacer po ZOO i ognisko - dla członków STOPu. Może ktoś z Was jest akurat z Warszawy oraz jest lub ma ochotę zostać członkiem Stołecznego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Dr Andrzej Kruszewicz, członek zarządu STOPu i dyrektor warszawskiego ZOO przygotował dla członków STOPu miłą niespodziankę:). W czerwcu zaprasza nas na ognisko i wieczorny spacer po ZOO. Spacer okraszony będzie oczywiście ciekawymi opowieściami dr Kruszewicza.

Nocny spacer wśród tylu gatunków nocnych ptaków, pięknych sów, które mieszkają w ZOO, to nie lada gratka. Podobnie jak ognisko w miłym towarzystwie i wśród nawoływań egzotycznych zwierzaków. Ta czerwcowa, ekskluzywna atrakcja została przez dr Kruszewicza przewidziana tylko dla członków STOPu. Zachęcamy więc sympatyków, do zapisania się do STOPu;).
Zbiórka 19 czerwca o 19.00 pod bramą ZOO, od ul. Ratuszowej.

Zachęcam do przyłączenia się, bo Pan Andrzej Kruszewicz często organizuje wycieczki ornitologiczne, spotkania w  Zoo i inne atrakcje a nikt nie potrafi tak opowiadać o ptakach jak Pan Kruszewicz :)

Dla ptasich sympatyków to mega atrakcja :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Niebieska ławeczka

 

Melduję się wśród żywych po skończonym projekcie! :)
Witam Was dzisiaj krótką migawką z tego co działo się ostatnio.
Na początek chciałabym pochwalić się moim pierwszym wygranym  CANDY :)
Już jakiś czas temu dotarła do mnie paczuszka z ręcznie malowany świecznikiem.
Świecznik podarowała mi Asia , za co jeszcze raz dziękuję i prezentuję go poniżej:)





A tutaj kolejna rzecz z cyklu "Malowane rupiecie" - niebieska ławeczka. Może nie była taka stara ale już sfatygowana - taka zwykła, drewniana i polakierowana bezbarwnym lakierem. Dostała więc nowe, niebieskie życie :)
Nad nią wiszą niebieskie lobelie i czerwone pelargonie.








A to moja dzielna ogrodnicza skora do wszelkiej pomocy oraz wszelkiej psoty oczywiście:)


Nareszcie będę mogła na spokojnie odwiedzić wszystkie ukochane blogi, trochę do Was pozaglądać i odpowiedzieć na komentarze, za które serdecznie dziękuję. 

Miłego wieczoru Kochane!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Leśne zwierzaki i rysujące dzieciaki



 Do naszej sypialni nadciągnęły leśne zwierzaki. A konkretnie do Zosiowego łóżeczka. Pojawiły się za sprawą pościeli z Ikei, w której zachorowałam gdy tylko zobaczyłam w nowym katalogu/czasopiśmie, który co kwartał przysyłają mi pocztą.


 Na kołderce są lisy, sowy, choinki, paprocie, stawik, jeż - czyli wszystko co uwielbiam :)
Możecie sobie na nią zerknąć tutaj :) Kupiłam nawet za dużą, bo w rozmiarze 150 na 200 ( bo tylko takie są) i zawijam ją i podwijam ale musiała się znaleźć w Zosio-wyrku :)
Mój Mały Maniak czytania dostał też książeczkę o przygodach leśnych zwierzaków " Jeżyk wyrusza w świat". O Zośkowej miłości do słowa pisanego będzie też niżej :)




 Na końcu książeczki znalazłam pocztówki i od razu pomyślałam o ramce, która od miesiąca czekała na swój moment. No się doczekała. Zawisła nad łóżeczkiem prezentując niedźwiedzie, jeża, żabkę :)

Mamy początek czerwca a w naszej sypialni zrobiło się jakoś jesiennie. Ale jakoś dziwnym trafem wszystko ze sobą koresponduje gdy spojrzę za okno ;)


 Zosia dostała również swój pierwszy stoliczek, przy którym mam nadzieję, ze będzie chętnie tworzyła dziecięcą sztukę:) Póki co najbardziej lubi wyjmować i wkładać wszystkie kredki z puszki.
Czasem coś pobazgroli w przypływie weny.

Kącik do rysowania jest jak najbardziej mobilny i wędruję pomiędzy pokojami w zależności od tego gdzie jest MAMA. A mama to teraz centrum Zośkowego wszechświata. Nic nie może odbyć się bez mamy. A już na pewno mama nie może popracować chwilkę przy komputerze :) 
W przypadku braku reakcji ze strony mamy  na Zosiowe umizgi następuje próba szantażu " na kupę". Czyli po Zosiowemu polega to na tym, że udajemy, że ABSOLUTNIE KONIECZNIE musimy NATYCHMIAST spocząć na nocniku. Ciągniemy mamę za rękę pociągając nosem z najbardziej zniesmaczoną miną świata. Wiadomo, że mam musi wtedy skapitulować i udać się się z dzieckiem w odpowiednim kierunku.  
Tu jeszcze podstęp się nie kończy, bo Zosia czeka aż zostaną zdjęte portki i mama posadzi na nocnik. A wtedy należy wyskoczyć z nocnika jak torpeda i tym samym upiec 2 pieczenie na jednym ogniu - czyli zdobyć każda minutę uwagi mamy oraz pobiegać z gołymi 4 literami:)

Pamiętacie te jeżyki na kredki?? Ten tutaj to oczywiście jeszcze mój egzemplarz. Mam nadzieje, że posłuży Zośce jeszcze długo.  

Ostatnio Zośce spodobał się taki skoczek. Spodobał się, bo był u Cioci. Mama zachęcona entuzjazmem dziecka postanowiła kupić takiego do nas...W domu  skoczek już nie cieszy się takim zainteresowanie... ale i tak nie jest źle, czasem panna się zlituje i pobawi się nim. Oczywiście niekoniecznie zgodnie z jego przeznaczeniem, bo zamiast skakać woli go nosić na rekach :)



Jedyne czym moje dziecko interesuje się niezmiennie to książeczki i gazety.


Jeśli gazety ty najchętniej te, gdzie można zobaczyć zwierzaki :) Ukochana gazetą mojej córki jest więc Weranda Country, którą potrafi przeglądać bez przerwy pół godziny.
Książeczki można jej kupować tonami - nigdy się nie nudzą.

O książkach będzie też niedługo, bo zostałam zaproszona do fajnej zabawy.

Miłego czerwcowo-jesiennego wieczoru :)












Obserwatorzy