piątek, 28 września 2012

Jesienne przystroje, jesienne nastroje...


 Ostatnio trochę pochorowałyśmy się z Zośką ale przeróżne czosnkowe mikstury postawiły nas już na nogi.


Powstał w tym czasie wianek, który powędruje niedługo gdzieś w świat :))
Kolory, które kojarzą mi się właśnie z  jesienią: fioletowy, pomarańczowy ale  i mleczny i niebieski, które przywodza mi na myśl poranne  jesienne mgły.
Ostatnio nawet taka nawiedziła nasza wioskę ale o tym za chwil kilka :)


Do wianka dołączyły 2 ptaszki.


Oraz zawieszka - serduszko :)


W czasie robienia zdjęć na balkon za oknem przyleciała  sikorka bogatka. 
Dużo ich teraz kręci się przy oknie. Czekają chyba na zimowy karmnik :) 
Ale to jeeeszcze :)

 

 Nadciągnął też jakiś kocur - na szczęście zupełnie niegroźny dla fruwających stworów :)






 A to wcześniej wspomniana mgła. Pojawiła się przedwczoraj rano a ja zdążyłam uchwycić jeszcze jej resztki wychodząc z domu z aparatem ok. 8 :)




 I krótka migawka z tego co ostatnio dzieje się u nas na wiosce:











Wspomnę jeszcze  o wyróżnieniu, które podarowała mi Bubisa z cudownego bloga Moje życie na wsi.
Bardzo dziękuję :))





W tym momencie zgodnie z zasadami powinnam zdradzić 7 rzeczy o sobie oraz nominować 15 blogów. Niestety nie dam teraz rady - muszę spakować jeszcze tabuny rzeczy, bo jedziemy na kilka dni do Teściów, do Świętokrzyskiego :)
Poprzestanę więc dziś na serdecznych podziękowaniach a resztę "obowiązków" dopełnię następnym razem :)

poniedziałek, 10 września 2012

Moja niedziela

Cuuudowna...
 Piękna pogoda, sporo wolnego czasu dzięki mojemu Kochanemu i nowy aparat - Nikon D 5100 - prezent od M. na 3 rocznice ślubu, która dopiero za 10 dni :)

Niedziela nie mogła zacząć się i skończyć inaczej jak w plenerze!
Dziwne lub nie ale to moja pierwsza lustrzanka i od razu zakochałam się w niej.
Body D5100 + kitowy obiektyw 18-55 oraz amatorski tele  Nikkor 55-300 VR dają już wiele możliwości. Nieporównywalna z kompaktem jakość zdjęć.

 Mam go dopiero 1 dzień więc zaczęłam tylko się z nim poznawać.

Zapraszam więc na mały spacer ze mną :)

Na początek poznajcie Rusałkę admirała, która przysiadła u nas w ogrodzie gdy zbieraliśmy jabłka.




 Znalazłyśmy z Zośką rzekotkę drzewną, siedziałam na liściu winogrona.  Oczywiście została niezwłocznie dostarczona przez Zosię tatusiowi. Nic się nie martwcie - nic się żabce nie stało - nasza Zosia delikatnie obchodzi się z wszelką zwierzyną :)

 
Potem czas w las.  A tu zaskakująca cisza. Zwierzęta, ptaki i inne cudaki pochowały się. W zasadzie już od 2 tygodni trudno o jakieś spotkanie oko w oko. Dziś także nikt nie zamierzał robić wyjątku, tylko dlatego ,że mam nowy aparat :)





Tym osobnikom było w zasadzie wszystko jedno czy robię im zdjęcia czy nie.






Ta tutaj za to śmigała po drzewie z prędkością błyskawicy.



A ta tutaj nawet na mnie napierała :)



A to trzeci chyba lęg oknówek. Młode jeszcze pozostają w gnieździe. Będę je obserwować, bo ciekawa jestem kiedy się usamodzielnią.

 W tym roku wyjątkowo widoczny jest wzrost liczebności populacji lisa a spadek liczebności zajęcy.
Zająca szaraka widziałam w tym sezonie tylko raz. Lisa widzę bardzo często. Z kolei 2-3 lata temu zające dosłownie uciekały mi spod nóg a z kolei lis był jak widmo :)
Zdaje się więc potwierdzać, że po latach zajęczych przychodzą lata lisie i tak na zmianę

Ten tutaj akurat już zwiewał.

A ten był bardzo blisko. Trochę się zaskoczyliśmy, bo ani ja się go w tym momencie nie spodziewałam ani on mnie. Ja byłam sprytniejsza i zauważyłam go pierwsza. 
Niestety dzielił nas rów porośnięty krzakami i nie udało mi się pstryknąć dobrego zdjęcia.

 



Taki to był mój dzisiejszy dzień:)

Na koniec bardzo miła rzecz - wyróżnienie, które dostałam od Caroline z bloga ...hen daleko .
Jest mi bardzo miło i najzwyczajniej cieszę się, że ktoś poświęca swój czas i zagląda do mojego świata. Mam cichą nadzieję, że uda mi się zarazić kogoś swoją fascynacją polską przyrodą :)

Ja z kolei z wielką przyjemnością wyróżniam:

  1. tulajtulaj - za przeurocze lisy - przytulanki! ( i inne leśne stwory)
  2. skorupamarzen - za nieustanne inspiracje i cudną Zosię
  3. alizee-domalizee - za wyjątkowy talent i przepiękne pościele
Udanego tygodnia!

piątek, 7 września 2012

Slow food - czyli chipsy z cukinii

Mamy już weekend i raczej nie zapowiada się aby pogoda sprzyjała spędzaniu czasu na zewnątrz :)
Chyba nie poszalejemy przy wyrywaniu starego ogrodzenia, składającego się z kołków i drutu kolczastego, który kieeeedyś robił moim dziadkom za dzisiejszy elektryczny pastuch :) 
Nie pozbieram też jabłek ani nasion onętków :(

 W dzień wiadomo...czeka mnie góra prasowania no i buszujący po domu, niezadowolony z barku możliwości wyhasania sie na świeżym powietrzu Diabeł Tasmański.
Trzeba temu Diabłu powymyślać szalone zabawy :) i dużo czytać.
Swoją droga widzieliście kiedyś dziecko, które przytula zwierzęta w książkach...daje im też buzi...całą paszczą swą :)

Ale do rzeczy. Popułudniem i wieczorem czas pewnie na książkę lub dobry film.
Jeśli ktoś lubi sobie przy tym coś zjeść a nie chce, żeby były to znów tłuste, nasmarowane jakimiś chemikaliami chipsy ( które niestety sama lubię :)) ) to polecam:  

Chipsy z cukinii



Co potrzebujemy :
  • 2-3 cukinie
  • sól
  • ulubione zioła i przyprawy

Wykonanie jest bardzo proste:

  • kroimy cukinię na cienkie plasterki ( ja robię to nożem, bo albo moja tarka nie umie albo ja nie umiem :) ) 
  • oprószmy solą i odstawiamy na godzinkę
  •  rozkładamy pojedynczo na blasze wyłożonej papierem do pieczenia
  • posypujemy przyprawami wedle uznania 
Ja zrobiłam czipsy:

  z czosnkiem i ziołami prowansalskimi




z kurkumą i przyprawą do dań indyjskich

oraz z ostra papryką i ziołami

  • wkładamy do piekarnika nagrzanego do 100 stopni ( wg. mnie taka temperatura jest odpowiednia choć w przepisie jest 200 stopni)
  • pieczemy ok. 20 minut
     i gotowe



A teraz to ja grzeje wino, biorę koć i uciekam.
Udanego weekendu :)

czwartek, 6 września 2012

Koronkowa robota o poranku

Bywają bardzo rzadko takie poranki, gdy gdy jakimś cudem uda mi się wstać wcześniej od mojego dziecka. Nie jest to sztuką łatwą, gdyż Mała Psota zaczyna zwykle dzień między 5 a 6 :)
Choć nie powiem, rozpieszcza mnie ostatnio i łaskawie pośpi do 7.

Otworzyłam ostatnio oczy...w domu cisza, nikt nie szykuje się już do pracy, dziwnie jasno za oknem jakby poranek był już zaawansowany, zerkam na zegarek - 7.20 :O. Zerkam na Zośkę - śpi....:)


 
Okno w kuchni wychodzi na wschód więc o poranku, jeśli tylko wstaje ładny dzień kuchnia skąpana jest w słońcu. 
Skorzystały z tego moje nowe kuchenne krzaki :)











Łapiąc ostatnie chwile błogiej ciszy, którą pewnie lada moment przerwie Mały Diabeł Tasmański zerknęłam na ostatnio zakupioną tablicę do zapisków. Zamarzyła  mi się tablica do kuchni, taka po której można pisać kredą. Jeszcze takiej nie nabyłam ale trafiłam na korkowo - nie wiem jaką. 
W każdym razie na drugiej części można pisać specjalnymi ścieralnymi flamastrami :)

Jakaś taka smętna mi się wydała i ten kolor też nie taki...

 
(Jeśli zastanawiacie się czemu kot podpisany jest "Paaaaaa" to spieszę wyjaśnić, że to wymysł mojej Zosi, która na kota mówi właśnie PAAAA :)  )

W sumie niewiele czemu zajęło mi zmienienie jej w moją wersję tablicy :)
Trochę koronki i kilka perełek ze starych korali :)








 



Pojawiły się też kolejne akcenty wrzosowe :) Wygrzebałam z garażu stare doniczki. 
Maja już chyba z 15 lat ale jeszcze nigdzie takich nie widziałam. 
Kupiła je kiedyś moja mama - cały komplet od malutkich po wielkie. 







Jeszcze trochę wrzosów i innych krzaków sprowadzę do domu a stwierdzę, że mieszkam w lesie :)





 Ściskam i idę grzać się herbatą z sokiem malinowym :)
Wiola



Obserwatorzy