Czy znajdzie się ktoś, kto chociaż trochę lubi ten miesiąc??? Chłodny, wilgotny, a nierzadko mroźny - zamyka jesień, otwierając wrota zimowych dni i nocy. Dzień skraca się coraz bardziej, pojawiają się pierwsze opady śniegu z deszczem, kończy się całkowicie okres wegetacyjny. Na spóźnionych drzewach i krzewach takich jak sosna, świerk i jałowiec dojrzewają nasiona, gdzieniegdzie utrzymują się brunatne liście. Nie nastraja to zbyt optymistycznie. Krótkie dni, nagie drzewa
i siąpiący z burego nieba deszcz, niewielu zachęcą do przebywania
w plenerze.

Ja na przekór temu namawiam aby, choćby na
krótko, zajrzeć na łąkę, do lasu czy parku i przekonać
się, co w jesiennej trawie piszczy. Rozglądając się przez chwilę dostrzeżemy z łatwością, że listopad to nie tylko krople
deszczu bębniące po parapetach oraz znikające za horyzontem ostatnie
stada gęsi, żurawi i szpaków.
Słotne dni ożywiają czerwone owoce: berberysów, irg, kalin, jarzębin czy kolczastych
głogów, wabiąc pierwsze stada jemiołuszek, przybywające do nas z głębi
Rosji, aby przetrwać ciężkie, zimowe dni. Dzikie bzy i niektóre gatunki
irgi wciąż stoją czarnym owocem, który często utrzymuje się na pędach do
mrozów. Białe owoce śnieguliczki, strzelające przy rozgniataniu, cieszą
oko nawet podczas srogiej zimy. Pięknie o tej porze roku wyglądają krwiste jagody
cisa, kontrastujące z głęboką zielenią igieł tego pięknego i w Polsce
niemalże wymarłego krzewu.
Niewiele kwiatów jeszcze kwitnie, wyjątkiem sa niepozorne astry o fioletowych kwiatach.
W początkach miesiąca odlatuje od nas jeden z pierwszych wiosennych
śpiewaków – skowronek.
Na polach i podmokłych łąkach można jeszcze
spotkać spóźnione stada dzikich gęsi i żurawi.
Listopad to ostatni dzwonek dla śpiochów, takich jak jeż, popielica, żołędnica czy suseł. które zimę po prostu przesypiają.
Dziki gromadzą się w stada. Odyńce staczają teraz
zacięte walki o przywództwo nad watahami składającymi się z loch
i młodych.
Gdy nadejdą prawdziwe jesienne słoty i chłodny deszcz zabębni
w nasz parapet, nie bójcie się spacerów, bo mogą być czasem ciekawsze niż te letnie :)
Na ostatnim spacerze miałam niespodziewane spotkanie z kuną leśną. W zasadzie to pierwsze nasze spotkanie, dlatego tak zaskakujące.
To bardzo wdzięczne stworzenie.
Znakomicie wspina się na drzewa i przeskakuje jak wiewiórka (często w
pogoni za nią) z jednego na drugie z odległości do 3,5 m. Potrafi także
zeskoczyć na cztery łapy z wysokości 20m. Idąc po ziemi
często staje na 2 łapach, by ogarnąć wzrokiem większą przestrzeń przed
sobą. Spotykana na ziemi ucieka szybko w gąszcze, na drzewie natomiast
potrafi godzinami wpatrywać się w człowieka, o czym sama się wczoraj
przekonałam.
Drzewo, pod którym spotkałam kunę musi być chyba jakimś miejscem leśnych schadzek, bo w tym samym czasie była tam sarna i banda wrzeszczących srok, sójek oraz dzięcioł zielony. To jego wrzaski tak na prawdę zwróciły moją uwagę na początku :)

Ptaki zatrzymują się w ogrodach podczas wędrówek. Na polach od kilku dni pojawiły się gile.
Jeszcze ich tak dobrze nie widać ale od razu można rozpoznać ich obecność po charakterystycznym śpiewie. Gdy robi się chłodniej w pobliżu zabudowań gromadzą się rudziki, gdy się wypogadza odzywa się jeszcze kopciuszek odlatujący dopiero pod koniec listopada. Jemiołuszki wróżą nadejście ostrej zimy.
I oczywiście najpiękniejsze jesienią - mgły...
I złote wieczory i poranki.