czwartek, 19 grudnia 2013

Tildowy Anioł :)



                                            Jak mi się marzyło, żeby uszyć Tildę :)))

Ale zawsze jakoś tak z nieśmiałością podchodziłam do tego pomysłu.
 I nadarzyła się okazja a właściwie zamówienie na powiernika i przyjaciela dla dziewczynki.
A, że dziewuszka już chyba za duża na misia - postanowiłam uszyć dla niej Anioła.
A jeśli Anioł....to tylko tilda :)

                       I tak oto powstała Anielica w kwiecistej sukience i fartuszku z serduchem.
Szycie tildowego anioła okazało się baaardzo przyjemne a zwłaszcza wymyślanie i szycie tych wszystkich fatałaszków!
W tildowe postaci wkręcił się nawet Chłop :)
Chłop z kolei zamarzył o lalkach rodem z filmu Tima Burtona.

Zaraz po świętach więc zmontujemy coś wspólnie:)

Tilda jednak wciąga :)
Już nie mogę się doczekać!







Trzymajcie się ciepło :)

Wiola
Follow my blog with Bloglovin

niedziela, 15 grudnia 2013

Chmura deszczowa





W taki dzień jak dziś wypada tylko położyć się pod tą chmurą i czekać na cud.
Może wyprosimy na śnieżne, magiczne święta. Mróz pomaluje szyby ( o ile ktoś ma takie stare i nieszczelne okna jak my :D ), śnieżne czapy pokryją ogrodowe iglaki, przed domem stanie wielki bałwan.

Tego Wam i sobie życzę :)




środa, 11 grudnia 2013

Zimowe opowieści

Najlepiej czyta się albo snuje w wygodnym fotelu, w otuleniu zapachu sosnowej żywicy, świerkowego wianka albo aromatycznych świec.Stop! Pukniecie się w czoła - kto ma teraz czas na siedzenie i cieszenie się przedświątecznym nastrojem, opowiadanie historii....? Niby tak...ale dajcie spokój, nie wszystko musi być idealne, gary i tak się pobrudzą, na wyprany dywan coś nakapie a  świeżo zmienione pokrycie kanapy dzieciary i tak czymś zachlapią. Siądźcie lepiej wieczorem i poopowiadajcie dzieciakom jak to było gdy pod choinkę dostawało się czekoladę i pomarańcze, życzenia składało się osobiście a nie poprzez smsowe wierszyki " kopuj - wklej i prześlij do wszystkich", w wigilijny wieczór dzieliło się opłatkiem nie tylko z rodzina ale i ze zwierzętami :)
Opowiem Wam jak to było kiedyś na wsiach w adwencie :)
 Dawniej długie adwentowe wieczory sprzyjały sąsiedzkim spotkaniom, podczas których wykonywano wspólnie jakieś prace. Najczęściej było to darcie pierza, przędzenie, szycie, łuskanie fasoli itp.Podczas spotkań opowiadano niezwykłe historie, najczęściej o duchach, diabłach i zjawach, a także żartowano, niekiedy poprawiając sobie humor gorzałką. Czasami spotkania robiły się tak wesołe i głośne, że "zapominano" na chwilę o adwentowym nastroju. Po zakończeniu pracy późnym wieczorem, a czasem aż około północy chłopcy chętnie ofiarowywali upatrzonym pannom pomoc w odprowadzeniu do domu, by żaden duch czy upiór nie mógł jej przestraszyć. Każdego dnia spotykano się w innym domu. Starano się zdążyć z uprzędzeniem lnu do Bożego Narodzenia. Po świętach w chacie pojawiały się krosna ściągane ze strychu i aż do Wielkanocy kobiety tkały płótno lub chodniki.. Zawsze też pojawiał się ulubiony temat rozmów, a mianowicie swatanie młodych, dlatego na wschodnich terenach Polski adwent nazywano także czasem swadziebnym. Nierzadko pod okna izby, w której siedziały i gawędziły skubiące pierze kobiety i panny, przybiegali kawalerowie i straszyli je stukając w szyby, pokazując przy tym czarną od sadzy twarz albo prezentując się w jakimś dziwacznym przebraniu. Zdarzało się też tak, że z wielkim krzykiem wpadali do izby i płatali różne figle, przewracając przetaki z pierzem, śmiejąc się i krzycząc.


Powiecie, że dzisiaj już całkowicie zanikły te wszystkie tradycje...Może i tak, ale gdy tak przeglądam Wasze blogi i widzę ile jest mocno zakręconych dziewczyn, którym się chce coś chcieć, to mam wrażenie, że nie jest tak źle. Może już pierza nikt wspólnie nie drze ale tworzą się nowe, fajne zwyczaje dalekie od bezdusznych wytworów z galerii handlowych.

 A  u nas powoli wszystko się czerwieni :)
Ile to już razy słyszała i sama mówiłam, że w tym rokuuuuu.... to już na pewno nie będzie na czerwono :)









piątek, 29 listopada 2013

Zimowe dekoracje

Zima u mnie póki co słaba. Śniegu jeszcze nie ma, tylko mróz lekko chwyta co jakiś czas. Liście na wierzbie trzymają się jeszcze dzielnie a ponoć  "gdy w listopadzie liść na szczytach drzew trzyma, to w maju na nowe liście spadnie jeszcze Zima".
Dni zrobiły się króciutkie, czekam więc na jakiś słoneczny weekend, żeby wybrać się na spacer i zobaczyć co słychać w naszej przyrodzie na przełomie listopada i grudnia. Dawniej, w czasach, gdy klimat jeszcze nie oszalał, grudzień był zdecydowanie miesiącem czarno-białym. Gruba warstwa śniegu przykrywała ziemię  a pnie i nagie gałęzie drzew nadawały obrazowi miesiąca ciemnego kontrastu. W ostatnich latach ze śniegiem bywało różnie, a na nizinach, tak z ręką na sercu mówiąc, to w grudniu najczęściej prawie go nie ma lub też pojawia się i znika. Koloryt grudnia, oprócz nagich drzew liściastych, tworzą głównie drzewa i krzewy szpilkowe. Ciemna zieleń igieł sosny, świerka czy jałowca wprowadza więc do obrazów natury trzecią, ważną barwę.

Użyłam więc gałęzi świerka i żywotnika i spontanicznie zrobiłam kilka ozdób. Brakuje im jeszcze czerwonych akcentów, najlepiej z rajskich jabłuszek. I czekam jeszcze oczywiście na największą zimową ozdobę  czyli  śnieg :)




Rozpoczęłam już sezon karmnikowy 2013/14 :))) Nie wiem czemu zawsze mam z tego taką samą wielką przyjemność i cieszę się jak dziecko.




Dla początkujących ptako dokarmiaczy mam małą ściągawkę - jak to robić aby nie zaszkodzić :)
No i ten odwieczny spór : czy warto dokarmiać ptaki?
Pierwszy śnieg może być dla przyrodnika zielonym światłem dla rozpoczęcia "sezonu na dokarmianie"... ptaków oczywiście. Chociaż sprawa wydaje się banalnie prosta, to jednak warto przypomnieć elementarz dokarmiania. Po pierwsze nie myślmy sobie, że jesteśmy tak bardzo ważni - ptaki w większości przypadków doskonale radzą sobie bez naszej pomocy - Jak to?!!! Oczywiście dobrze jest mieć przy oknie własny karmnik i w zimowe dni poobserwować skrzydlatą brać bez konieczności wychodzenia z domu. Pamiętajmy jednak, że dokarmiać ptaki powinno się tylko w sezonie zimowym, kiedy faktycznie warunki pogodowe utrudniają zdobycie naturalnego pokarmu.




Bezśnieżna zima bywa niebezpieczna dla roślin. Śnieg pokrywający rośliny chroni je przed mrozem  i uszkodzeniami, gdy mamy do czynienia z dużymi różnicami temperatur.
Niekorzystnie jest, kiedy roślina za dnia zostanie ogrzana, a nocą schłodzona. Brak śniegu to także sucha gleba i zamarzanie korzeni.
Niekorzystnie jest, kiedy roślina za dnia zostanie ogrzana, a nocą schłodzona. Brak śniegu to także
Pamiętajcie więc by podlać rożliny zimozielone w donicach i ogrodzie w dni bezmroźne i bezdeszczowe. Słabe uwodnienie ich tkanek może skończyć się dla nich wysuszeniem, a nie przemarznięciem podczas zimy (tzw. susza fizjologiczna). Bardzo istotne jest przy ich uprawie podlewanie przez cały rok.











                                              Słonecznego weekendu życzę Wam i sobie.

środa, 20 listopada 2013

Mundek

                                                           Mamy nowego przyjaciela :) 

jakiś czas temu pisałam na fb, że po 11 latach pożegnaliśmy naszego psa Barego. Smutno nam było bez niego, zwłaszcza Zosi. Postanowiliśmy poszukać jakiegoś psiego biedaka i przygarnąć do nas. Natrafiłam w necie na takie ogłoszenie:
"Został wyrzucony jak niepotrzebny śmieć. Przybłąkał się do budującego się domu próbując sobie stworzyć tutaj namiastkę własnego kącika. To wspaniały pies, bardzo bardzo mądry, wszystko rozumie. To bardzo ciepły i opiekuńczy pies żyje w zgodzie z psami, kotami, kurami. Mundek bo tak został nazwany szuka domu tymczasowego lub stałego. W takich warunkach zimy nie przetrzyma. Po wizycie lekarza weterynarii okazało się że nie jest to młodziutki pies, lekarz ocenił go na 5-6 lat, ale po jego zachowaniu myślę że się myli i jest młodszy. A nawet jeżeli jest starszy to czy nie ma prawa do odrobiny szczęścia. Tym bardziej widać okrucieństwo ludzi którzy wyrzucili go jak starego kapcia."


Zadzwoniłam, umówiłam się - następnego dnia okazało się, że zabiera go ktoś z Krakowa :/
Kolejnego dnia zadzwoniła Pani z ogłoszenia, twierdząc że Państwo z Krakowa jednak pieska nie wzięli, bo znaleźli sobie innego - bliżej.

 No i Mundzio musiał być z nami !:) I faktycznie okazał się bardzo grzecznym i baardzo mądrym psem.
Mundek przychodzi na zawołanie, absolutnie nie interesują go koty, obszczekujące go pod ogrodzeniem psy sąsiadów a kury dziś  prawie, że łaziły po nim jak spał :)

                                      Jak widać koty nie podzielają Mundkowego entuzjazmu.








Poczuł się już chyba gospodarzem podwórka, bo elegancko obszczekuje niepokojące go hałasy :))))
A wolontariuszki, które go nam przywiozły stwierdziły, że ten pies to raczej wcale nie szczeka :)))
Widocznie skołowana dotąd psina, błąkająca się nie wiadomo ile a potem przewożona w różne miejsca po prostu musiała poczuć się "u siebie", żeby pokazać swoje psie umiejętności :)

Pies jest wychudzony i wymęczony swoją tułaczką ale cały czas bardzo wesoły. Jak na bernardyna waży mało, bo póki co 50 kg. Cierpliwie znosi zabiegi pielęgnacyjne chociaż nie za bardzo je lubi :) Daje się wyczesywać psim suchym szamponem ale jak widzi krople do uszu to zwiewa :) Trzeba go trochę ponamawiać na współpracę





Mimo, że Mundek zdążył zwiedzić już nasz dom, to jednak ze względu na swój gabaryt :) będzie miał swoją chałupę - czyli budę. Zresztą sądzę, że taki pies zanudziłby się na śmierć w 4 ścianach.
A na podwórku tyyyyle wrażeń :)
Buda w rozmiarze xxl już zamówiona :)







                                        Pozdrawiamy Was więc razem z Mundkiem :)

sobota, 2 listopada 2013

Nie taki listopad straszny





Czy znajdzie się ktoś, kto chociaż trochę lubi ten miesiąc??? Chłodny, wilgotny, a nierzadko mroźny - zamyka jesień, otwierając wrota zimowych dni i nocy. Dzień skraca się coraz bardziej, pojawiają się pierwsze opady śniegu z deszczem, kończy się całkowicie okres wegetacyjny. Na spóźnionych drzewach i krzewach takich jak sosna, świerk i jałowiec dojrzewają nasiona, gdzieniegdzie utrzymują się brunatne liście. Nie nastraja to zbyt optymistycznie. Krótkie dni, nagie drzewa i siąpiący z burego nieba deszcz, niewielu zachęcą do przebywania w plenerze.

Ja na przekór temu namawiam aby, choćby na krótko, zajrzeć na łąkę, do lasu czy  parku i przekonać się, co w jesiennej trawie piszczy. Rozglądając się przez chwilę  dostrzeżemy z łatwością, że listopad to nie tylko krople deszczu bębniące po parapetach oraz znikające za horyzontem ostatnie stada gęsi, żurawi i szpaków.

Słotne dni ożywiają czerwone owoce: berberysów, irg, kalin, jarzębin czy kolczastych głogów, wabiąc pierwsze stada jemiołuszek, przybywające do nas z głębi Rosji, aby przetrwać ciężkie, zimowe dni. Dzikie bzy i niektóre gatunki irgi wciąż stoją czarnym owocem, który często utrzymuje się na pędach do mrozów. Białe owoce śnieguliczki, strzelające przy rozgniataniu, cieszą oko nawet podczas srogiej zimy. Pięknie o tej porze roku wyglądają krwiste jagody cisa, kontrastujące z głęboką zielenią igieł tego pięknego i w Polsce niemalże wymarłego krzewu.
Niewiele kwiatów jeszcze kwitnie, wyjątkiem sa niepozorne astry o fioletowych kwiatach.



W początkach miesiąca odlatuje od nas jeden z pierwszych wiosennych śpiewaków – skowronek.
Na polach i podmokłych łąkach można jeszcze spotkać spóźnione stada dzikich gęsi i żurawi.

Listopad to ostatni dzwonek dla śpiochów, takich jak jeż, popielica, żołędnica czy suseł. które zimę po prostu przesypiają.
Dziki gromadzą się w stada. Odyńce staczają teraz zacięte walki o przywództwo nad watahami składającymi się z loch i młodych.

Gdy nadejdą prawdziwe jesienne słoty i chłodny deszcz zabębni w nasz parapet, nie bójcie się spacerów, bo mogą być czasem ciekawsze niż te letnie :)


Na ostatnim spacerze miałam niespodziewane spotkanie z kuną leśną. W zasadzie to pierwsze nasze spotkanie, dlatego tak zaskakujące.

To bardzo wdzięczne stworzenie. Znakomicie wspina się na drzewa i przeskakuje jak wiewiórka (często w pogoni za nią) z jednego na drugie z odległości do 3,5 m. Potrafi także zeskoczyć na cztery łapy z wysokości 20m. Idąc po ziemi często staje na 2 łapach, by ogarnąć wzrokiem większą przestrzeń przed sobą. Spotykana na ziemi ucieka szybko w gąszcze, na drzewie natomiast potrafi godzinami wpatrywać się w człowieka, o czym sama się wczoraj przekonałam.





























Drzewo, pod  którym spotkałam kunę musi być chyba jakimś miejscem leśnych schadzek, bo w tym samym czasie była tam sarna i banda wrzeszczących srok, sójek oraz dzięcioł zielony. To jego wrzaski tak na prawdę zwróciły moją uwagę na początku :)





Ptaki zatrzymują się w ogrodach podczas wędrówek.  Na polach od kilku dni pojawiły się gile.
Jeszcze ich tak dobrze nie widać ale od razu można rozpoznać ich obecność po charakterystycznym śpiewie.  Gdy robi się chłodniej w pobliżu zabudowań gromadzą się rudziki, gdy się wypogadza odzywa się jeszcze kopciuszek odlatujący dopiero pod koniec listopada. Jemiołuszki wróżą nadejście ostrej zimy.





I oczywiście najpiękniejsze jesienią - mgły...





                                                                  I złote wieczory i poranki.








Obserwatorzy