środa, 11 grudnia 2013

Zimowe opowieści

Najlepiej czyta się albo snuje w wygodnym fotelu, w otuleniu zapachu sosnowej żywicy, świerkowego wianka albo aromatycznych świec.Stop! Pukniecie się w czoła - kto ma teraz czas na siedzenie i cieszenie się przedświątecznym nastrojem, opowiadanie historii....? Niby tak...ale dajcie spokój, nie wszystko musi być idealne, gary i tak się pobrudzą, na wyprany dywan coś nakapie a  świeżo zmienione pokrycie kanapy dzieciary i tak czymś zachlapią. Siądźcie lepiej wieczorem i poopowiadajcie dzieciakom jak to było gdy pod choinkę dostawało się czekoladę i pomarańcze, życzenia składało się osobiście a nie poprzez smsowe wierszyki " kopuj - wklej i prześlij do wszystkich", w wigilijny wieczór dzieliło się opłatkiem nie tylko z rodzina ale i ze zwierzętami :)
Opowiem Wam jak to było kiedyś na wsiach w adwencie :)
 Dawniej długie adwentowe wieczory sprzyjały sąsiedzkim spotkaniom, podczas których wykonywano wspólnie jakieś prace. Najczęściej było to darcie pierza, przędzenie, szycie, łuskanie fasoli itp.Podczas spotkań opowiadano niezwykłe historie, najczęściej o duchach, diabłach i zjawach, a także żartowano, niekiedy poprawiając sobie humor gorzałką. Czasami spotkania robiły się tak wesołe i głośne, że "zapominano" na chwilę o adwentowym nastroju. Po zakończeniu pracy późnym wieczorem, a czasem aż około północy chłopcy chętnie ofiarowywali upatrzonym pannom pomoc w odprowadzeniu do domu, by żaden duch czy upiór nie mógł jej przestraszyć. Każdego dnia spotykano się w innym domu. Starano się zdążyć z uprzędzeniem lnu do Bożego Narodzenia. Po świętach w chacie pojawiały się krosna ściągane ze strychu i aż do Wielkanocy kobiety tkały płótno lub chodniki.. Zawsze też pojawiał się ulubiony temat rozmów, a mianowicie swatanie młodych, dlatego na wschodnich terenach Polski adwent nazywano także czasem swadziebnym. Nierzadko pod okna izby, w której siedziały i gawędziły skubiące pierze kobiety i panny, przybiegali kawalerowie i straszyli je stukając w szyby, pokazując przy tym czarną od sadzy twarz albo prezentując się w jakimś dziwacznym przebraniu. Zdarzało się też tak, że z wielkim krzykiem wpadali do izby i płatali różne figle, przewracając przetaki z pierzem, śmiejąc się i krzycząc.


Powiecie, że dzisiaj już całkowicie zanikły te wszystkie tradycje...Może i tak, ale gdy tak przeglądam Wasze blogi i widzę ile jest mocno zakręconych dziewczyn, którym się chce coś chcieć, to mam wrażenie, że nie jest tak źle. Może już pierza nikt wspólnie nie drze ale tworzą się nowe, fajne zwyczaje dalekie od bezdusznych wytworów z galerii handlowych.

 A  u nas powoli wszystko się czerwieni :)
Ile to już razy słyszała i sama mówiłam, że w tym rokuuuuu.... to już na pewno nie będzie na czerwono :)









2 komentarze:

  1. Pamiętam opowieści mojej Babci, ja mieszkam w okolicach Lublina czyli na wschodzie, o darciu pierza i różnych adwentowych zabawach. Teraz zawieramy miłe znajomości przez internet, ale to też fajne, bo spotkałam wiele cudownych osób i mogą powiedzieć, że mam "sieciowe" przyjaciółki:)
    Slicznie domek ubrałaś, czerwień to jest TO. Zawsze nasuwa nam na myśli Swięta, moda na wszystko co białe z czasem przejdzie:) Pozdrawiam serdecznie i życzę pełnych miłości świąt, gdybyśmy się już nie spotkały w "sieci" :)))))Pa

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczny blog. Miło zaglądać i buszować po stronach.
    Zapraszam w swoje skromne progi... ugoszczę jak tylko potrafię :)
    http://sielskidomiogrod.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy